Liczy, że jego oprawca odpowie za pobicie i obwinia zarazem policję, która jego zdaniem na miejscu zdarzenia zachowywała się niezgodnie z procedurami.
Mężczyzna wybrał się do Amnesii z żoną i dwójką znajomych. - Rzadko chodzę do tego typu lokali, jestem raczej typem domatora - opowiada.
To, co go tam spotkało, przerosło jego najczarniejsze wyobrażenia. Jak relacjonuje, znienacka został uderzony w twarz przez jednego z ochroniarzy, w wyniku czego upadł na ziemię i stracił na moment przytomność. - Zostałem napadnięty bez żadnego ostrzeżenia. Nie miałem nawet szans uniknąć ciosu - mówi 28-latek.
Kolejne ciosy spadły na jego głowę już na zewnątrz lokalu, z którego wraz z partnerką zostali wyrzuceni: - Celem była tylko głowa, tak jakby czerpał z tego jakąś dziką przyjemność.
Poszkodowany domyśla się, że agresję ochroniarza mogła sprowokować dziewczyna siedząca w boksie, w którym położyli swoje kurtki. - Położyliśmy je tam, bo w szatni nie było miejsca - opowiada żona pobitego.
Jak opowiadają nasi rozmówcy, dziewczyna mówiła coś do nich ze złością.
- Nie wiem, czy o kurtkach, czy o czym innym, bo nie usłyszałem. A nawet jeśli zostałem skatowany z powodu tych kurtek, to o czym to świadczy? Dla mnie to jest jakaś patologia - opowiada 28-latek.
Poszkodowany ma wątpliwości co do zachowania policjantów, którzy pojawili się na miejscu zdarzenia. Uważa m.in., że nie dokonali oni należytego rozpoznania oraz odmówili odwiezienia go do szpitala. Policja twierdzi z kolei, że pytała mężczyznę o to, czy potrzebuje pomocy lekarzy.
- Z materiałów i relacji funkcjonariuszy wynika, że poszkodowany odmówił - zapewnia Waldemar Kozera, rzecznik prasowy wieluńskiej komendy. Jak tłumaczy, policjanci mieli ograniczone pole działania, bo nie było jednoznacznego wskazania, czy faktycznie agresorem był ochroniarz. Niemniej dzień później, po złożeniu zawiadomienia o przestępstwie, policja wszczęła wstępne postępowanie. - Ustaleni zostali m.in. ochroniarze, którzy tego dnia byli w klubie. Postępowanie jest w toku - dodaje Kozera.
Właściciel Amnesii odsunął od pracy w klubie ochroniarzy, którzy feralnego dnia stali na bramce. Zaznacza jednak, że nie jest pewien, czy to któryś z nich pobił mężczyznę.
- Nie widziałem tej sytuacji, a opinie są różne: jedni mówią, że to ochroniarz, inni, że nie - mówi Robert Lemański. - Ale wolę dmuchać na zimne i jeśli chodzi o ochronę, to firma pozostaje ta sama, ale ludzie będą zmienieni.
Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?