Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Waldemar Borczyk. Od posła skandalisty do trzeźwego alkoholika, który wspiera innych w walce z nałogiem

Marcin Stadnicki
Marcin Stadnicki
O Waldemarze Borczyku było niegdyś głośno w całej Polsce. Jako poseł na Sejm IV kadencji zasłynął rozmaitymi skandalami takimi, jak oskarżenia o jazdę pod wpływem alkoholu, czy wyrok za napaść na policjanta. Internet obiegło z kolei zdjęcie posła leżącego pod śmietnikiem. W czasie, kiedy Borczyk był posłem Samoobrony zmagał się z chorobą alkoholową, na którą zapadł wiele lat wcześniej. Okres IV kadencji Sejmu to czas, kiedy przerwał 10-letni okres trzeźwości. Blisko 16 lat temu podjął kolejną, niełatwą walkę z nałogiem i diametralnie zmienił swoje życie. Pomogło mu wsparcie rodziny i Boga, do którego zwrócił się o pomoc. Teraz sam pomaga innym w walce z alkoholizmem. W 16-letnim okresie trzeźwości Waldemar Borczyk w końcu znalazł czas na swoje hobby - urządzanie przydomowej działki. Efekty jego pracy możecie zobaczyć w naszej galerii zdjęć.

Waldemar Borczyk, obecnie radny Rady Powiatu Wieluńskiego z PiS to człowiek, który wielu osobom zapadł w pamięć jako poseł skandalista. W 2001 roku Borczyk z ramienia Samoobrony RP wywalczył mandat poselski. W trakcie kadencji na jaw wyszły afery i skandale związane z pochodzącym z gminy Osjaków posłem. W 2006 roku Waldemar Borczyk usłyszał wyrok roku pozbawienia wolności w zawieszeniu za napaść na policjanta i znieważenie sędziego. Sprawa dotyczyła incydentu, który miał miejsce rok wcześniej, kiedy policjanci podeszli do uszkodzonego samochodu, w którym siedział poseł. Mundurowi wyczuli woń alkoholu, ale Borczyk wykorzystując poselski immunitet odmówił poddania się badaniu alkomatem. Poseł miał wówczas obrzucić policjantów wyzwiskami, grozić im utratą posad, a jednego z nich uderzyć w twarz. Internet obiegło zdjęcie posła, który leżał pijany pod śmietnikiem wykonane niedługo po interwencji policjantów.

Od tego czasu Waldemar Borczyk przeszedł długą i niełatwą drogę, by zmienić swoje życie. Co doprowadziło do afer i skandali z jego udziałem? Sam Borczyk nie ma co do tego wątpliwości.

-Moje słabości, na które sobie sam zapracowałem. Moje uzależnienie od alkoholu – mówi wprost.

Obecny radny powiatowy zaznacza, że choroba alkoholowa nie przyszła nagle, a zaczęła się wiele lat przed tym, zanim został posłem Samoobrony. Problemy z alkoholem miał już w szkole średniej. W młodości był nieśmiały, nie czuł się swobodnie w towarzystwie, nie potrafił nawet zaprosić dziewczyny na randkę. Po alkoholu stawał się natomiast duszą towarzystwa i wydawało mu się, że właśnie tego potrzebuje. Po ukończeniu szkoły i krótkim pobycie na studiach na Politechnice Łódzkiej z powodu choroby matki wrócił do domu, by pomóc ojcu w gospodarstwie. W tym czasie nie stronił od alkoholu.

Szansą na zerwanie z nałogiem miało być małżeństwo. Ślub nie sprawił jednak, że Borczyk rzucił alkohol. Do czasu. W pewnym momencie żona postawiła warunek; albo on przestanie pić, albo ona odejdzie. Waldemar Borczyk, bał się samotności i straty żony udał się więc na terapię. Niestety okazała się ona mało skuteczna, ponieważ walka z nałogiem była wtedy pozorowana i miała służyć tylko uspokojeniu sytuacji w domu. Trzeźwość udało się utrzymać nie dłużej niż dwa lata.

Kolejną próbę podjął w pierwszej połowie lat 90-tych, już z przekonaniem, że chce odmienić swoje życie. Dowiedział się wówczas, że alkoholizm to choroba postępująca, chroniczna, nieuleczalna i w konsekwencji śmiertelna.

Uczono mnie tego, co zrobić, żeby nie sięgnąć po ten pierwszy kieliszek, bo nie zabija ostatni, tylko właśnie pierwszy – mówi.

Po zakończeniu terapii zalecono dalsze leczenie w grupach samopomocowych i poradni odwykowej.
Życie Waldemara Borczyka zaczęło się zmieniać na lepsze.
Po pewnym czasie wystartował w wyborach do rady gminy i wywalczył mandat radnego, a z czasem został przewodniczącym rady.

Cały czas utrzymywał trzeźwość. W 2001 roku otrzymał propozycję startu do Sejmu z listy Samoobrony RP. Jak mówi, zdecydował się ją przyjąć, ponieważ sam pochodzi z terenów wiejskich, pracuje w gospodarstwie rolnym, a Samoobrona miała reprezentować głównie interesy społeczności wiejskiej. W wyborach do Sejmu IV kadencji uzyskał blisko 9 tys. głosów i mandat poselski.
W trakcie kadencji jednak choroba alkoholowa znów go dopadła. Zaczęło się od małego piwa z sokiem, po wypiciu którego nie czuł potrzeby, by wypić następne. Podobnie postąpił kolejnego dnia, aż w końcu sięgnął po mocniejszy trunek.

Wtedy zaczęły się problemy, skandale i afery, o których zrobiło się głośno. W 2006 roku Borczyk, podjął kolejną próbę powrotu do trzeźwości. W styczniu trafił na odwyk do Częstochowy.

-Tam było odtrucie i myśl, że zaraz będzie trzeba znów wrócić do rzeczywistości, a ten wstyd dalej ze mną był, poczucie winy dalej było. Myślałem kogo poprosić o pomoc?- wspomina i dodaje, że rodzina i przyjaciele zrobili już wszystko, by mu pomóc i nie miał odwagi ponownie o to prosić - Leżałem na łóżku, patrzyłem w biały sufit i zwróciłem się do mojego Boga, żeby mi dał szansę chociaż jeszcze trochę bycia trzeźwym człowiekiem

.

Z czasem znów zaczął chodzić na spotkania wspólnotowe. Trzeźwienie oparł na programie 12 kroków i relacjach z Bogiem. 25 stycznia Waldemar Borczyk rozpocznie 17. rok abstynencji.

Ogromne wsparcie otrzymywał cały czas od żony, która nigdy się nie poddała w walce o jego trzeźwość, o czym przekonał się, kiedy pożyczył od niej samochód i został zatrzymany do kontroli drogowej.

-Policjanci poprosili o dokumenty, więc zacząłem ich szukać. Otworzyłem jej portfel, a tam były różne kwitki, intencje mszy świętych o moją trzeźwość. To w Licheniu, to na Jasnej Górze, w różnych miejscach – mówi przez łzy Waldemar Borczyk - Wtedy uświadomiłem sobie, że żona ciągle o mnie walczy. Szuka już wszystkich sposobów.

Teraz Waldemar Borczyk żyje w trzeźwości. W jego domu nie ma miejsca na alkohol. Jest szczęśliwym ojcem i dziadkiem, prowadzi niewielkie przedsiębiorstwo. Ma także czas na swoje hobby, czego brakowało mu w okresach, kiedy pił. Urządza samodzielnie działkę przy swojej posesji. Cały czas pomaga innym w walce z nałogiem podczas spotkań wspólnotowych w Kuźnicy Ługowskiej gdzie mieszka. Wrócił też do życia publicznego. W 2018 roku z powodzeniem wystartował z listy PiS do Rady Powiatu Wieluńskiego. Jak przekonuje, propozycję startu z ramienia Prawa i Sprawiedliwości przyjął, ze względu na założenia programu społecznego tej partii.
-One były bardzo podobne do tych, jakie mieliśmy w Samoobronie. Nawet znalazłem starą ulotkę z kampanii z 2001 roku i porównałem oba programy. Były niemal identyczne – mówi.

Mimo tego, że przeszedł wielką przemianę, niechlubna przeszłość nadal się za nim ciągnie. W maju ubiegłego roku, kiedy odbywało się spotkanie wspólnotowe w Kuźnicy Ługowskiej, na miejscu pojawił się aktywista Michał Wojciechowski w asyście policji. Wojciechowski twierdził, że jest to spotkanie partyjne członków PiS, którzy łamią obostrzenia sanitarne i chciał z kamerą wejść do świetlicy wiejskiej, gdzie odbywało się spotkanie. Później sugerował też, że obecne tam osoby mogą spożywać alkohol.
To właśnie Waldemar Borczyk wyszedł do aktywisty. Borczyk przyznaje, że zareagował bardzo nerwowo.

-To była bardzo trudna sytuacja dla nas wszystkich. Na naszych spotkaniach bywają ludzie świeżo po terapii, chcą być anonimowi. Ten człowiek mógł wyrządzić ogromną krzywdę im i ich rodzinom, gdyby tam wszedł z kamerą – mówi Borczyk – Moja anonimowość w tym momencie przeszła do historii, ale nie mogłem postąpić inaczej.

Na życzenie aktywisty policja sprawdziła trzeźwość wszystkich kierowców wyjeżdżających z miejsca spotkania w Kuźnicy Ługowskiej. Wszyscy byli trzeźwi.

-Obawiałem się, że po tej sytuacji na następne spotkanie przyjdę tylko ja. Na szczęście tak się nie stało i pojawiło się na nim wiele osób. Wydaje mi się, że okazali w ten sposób swoje wsparcie – wspomina Waldemar Borczyk.

Życie trzeźwego alkoholika, jakie teraz prowadzi nie oznacza, że walka z nałogiem zakończyła się zwycięstwem. Jak mówi, każdego dnia trzeba toczyć nową bitwę o wytrwanie w trzeźwości, co uświadomił sobie już podczas ostatniej terapii, na którą trafił.

-Był tam taki doktor, który zapytał mnie po co tu jestem, czego chcę. Powiedziałem, że chce być trzeźwy już do końca życia – mówi. Jak relacjonuje, doktor pochwalił go za postawę i dał mu zadanie. Opisać krótko, jak wyobraża sobie to życie w trzeźwości. Borczyk przekonany, że zadanie jest banalne, bo przecież wie, czego chce, spędził czas na rozrywce, a do pisania zasiadł wieczorem.

-Pomyślałem o ślubie dzieci, weselu, chrzcinach wnuków, pierwszych komuniach. Tylko tam wszędzie, w tych myślach pojawiał się alkohol – opowiada. Ostatecznie nie udało mu się napisać ani jednego zdania.
Następnego dnia wyjaśnił doktorowi dlaczego nie podołał zadaniu.

-Pan doktor się tego spodziewał. Zapytał mnie, czy dziś chcę być trzeźwy, czy dam radę się nie napić. Odpowiedziałem, że tak. Doktor wyjaśnił mi wtedy, że tak właśnie będzie wyglądała reszta mojego życia w trzeźwości. Każdego dnia trzeba dążyć do tego, żeby być umytym, ogolonym i trzeźwym, a następnego dnia walczyć znów o to samo – mówi Waldemar Borczyk.

Choć życie trzeźwego alkoholika jest ciągłą walką, Borczyk podkreśla, że warto ją toczyć. Jak mówi, mimo że alkoholizm jest chorobą nieuleczalną, to można z nią godnie i dobrze żyć.

Waldemar Borczyk. Od posła skandalisty do trzeźwego alkoholi...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielun.naszemiasto.pl Nasze Miasto