Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pajęczno: Powiat odda część pieniędzy. Emocje sięgają zenitu

Zbyszek Rybczyński
Beata Mateusiak-Pielucha zarzuca obecnemu zarządowi powiatu złą wolę
Beata Mateusiak-Pielucha zarzuca obecnemu zarządowi powiatu złą wolę Zbyszek Rybczyński
Sprawa zwrotu dotacji na Zespół Szkół w Pajęcznie pogłębia podziały pomiędzy koalicją i opozycją. Była starosta zarzuca, że obecne władze próbują ją całkowicie zdyskredytować

Wiadomo już, że całego dofinansowania nie uda się uratować. Zapadła decyzja, żeby zwrócić Urzędowi Marszałkowskiemu 750 tys. zł. Władze powiatu mają nadzieję, że 1,6 mln zł można jeszcze obronić. Nie będzie to proste, tak samo jak przekonanie opozycji, że nie próbuje się przy tej okazji zbić politycznego kapitału. Poprzednia szefowa powiatu Beata Mateusiak-Pielucha, za której rządów realizowano sporną inwestycję, nie ma wątpliwości, że gra jest nie do końca fair. Inni oceniają, że to właśnie takie oskarżenia są motywowane politycznie. Bo niby dlaczego zarząd ma się tłumaczyć za działania śledczych i decyzje łódzkich urzędników?
Na ostatniej sesji Rady Powiatu poprzednia starosta i obecni włodarze po raz pierwszy w tej kadencji poszli na tak bezpardonową walkę na słowa. Wcześniej były oczywiście różnice zdań, ale nie towarzyszyły im aż takie emocje, co teraz. Gra toczy się bowiem nie tylko o potężne pieniądze, ale też o ocenę dorobku, który pozostawili po sobie samorządowcy z Prawa i Sprawiedliwości.
Opozycja przypomina, jak postępowano w poprzedniej kadencji, gdy stwierdzono nieprawidłowości przy rewitalizacji pałacu Męcińskich i też zażądano zwrotu dofinansowania.
- Był taki sam zarzut: złamanie ustawy o zamówieniach publicznych. Nie informowaliśmy prasy, nie przedstawialiśmy inwestycji w złym świetle. To było dwa miesiące ciągłego jeżdżenia. Skończyło się zwrotem niewielkich pieniędzy - mówi Beata Mateusiak-Pielucha. Przypomina też, że w poprzedniej kadencji zrealizowano inwestycje na ok. 30 mln zł. Były liczne kontrole i nie było większych zastrzeżeń.
Była szefowa powiatu jest jednak w błędzie, jeśli uważa, że gdyby o sprawie nie mówiono na sesjach, to media by milczały na ten temat. Sytuacja mogłaby być dużo gorsza, bo kipiałoby od plotek. Mieszkańcy mają prawo wiedzieć, dlaczego powiat wycofuje się z kilku poważnych inwestycji. Reprezentują ich radni, dlatego wydaje się naturalne, że o takich sprawach mówi się na forum rady.
Osobną sprawą jest wyciąganie wniosków. Na wtorkowej sesji radna Mateusiak-Pielucha zarzucała włodarzom złą wolę w tej sprawie, nie mogąc przy tym powstrzymać emocji.
- Momentami gada pan bzdury! Nie jest pan osobą, która może się wypowiadać jako autorytet w dziedzinie prawa zamówień publicznych - zwracała się do wicestarosty Jacka Lewery. - Co zrobił obecny zarząd, aby przedstawić nasze działania w pozytywnym świetle? Odebrano mi prawo do obrony i do tego, bym mogła się czuć osobą publiczną.
Sęk w tym, że wicestarosta raczej starał się unikać komentarzy. Przedstawił jedynie dotychczasowe kroki zarządu powiatu, koncepcję dalszych działań i starał się tłumaczyć, jaką logiką kierują się łódzcy urzędnicy.
- Ja tylko mówię, jaki jest stan rzeczy. Nic ponadto. Podejmowaliście takie, a nie inne działania- wasza sprawa. Jeśli ktoś będzie oskarżał, to prokurator - bronił się Jacek Lewera.
Oliwy do ognia dolało ujawnienie w materiałach dla radnych z imienia i nazwiska osób, którym prokuratura postawiła zarzuty w związku z kontrolą Cenralnego Biura Antykorupcyjnego. Opozycja uważa, że to naruszenie prawa. - Takie informacje nie powinny być jawne. Przecież śledztwo jeszcze trwa - mówi radny Paweł Sikora.
Kto wie, czy nie najcięższym zarzutem pod adresem obecnych władz jest jednak to, jakoby nie do końca zależy im na uratowaniu pieniędzy. Ba! Pojawiają się wręcz sugestie, że ze starostwa wychodzi więcej dokumentów niż potrzeba do wyjaśnienia sprawy, co miałoby świadczyć o tym, że - jak to obrazowo ujął radny Sikora - zarząd strzela sobie samobóje.
Dowodem na to, że starostom nie zależy, ma być na przykład fakt, że obszernych wyjaśnień Mateusiak-Pieluchy nie przedstawili jako własnych, lecz wysłali jako załącznik. - Jak takie pismo może być potraktowane jako urzędowe, skoro jestem teraz osobą prywatną? Pewnie Urząd Marszałkowski w ogóle tego nie rozpatrywał - twierdzi była szefowa powiatu.
W piśmie uzasadniła działania, które teraz zostały uznane za niezgodne z prawem. Przekonuje m.in., że gdyby nie zmieniono koncepcji dachu, silny wiatr mógłby zerwać kolektory słoneczne: - Nie podejmowaliśmy żadnych kroków, o których nie wiedziałby Urząd Marszałkowski. Jak czytam protokoły z kontroli, to szlag mnie trafia, bo na podstawie tych samych dokumentów wysnuwa się wnioski o 180 stopni inne niż wcześniej.
- Jeśli udało się dzięki zmianie koncepcji dachu zaoszczędzić około 200 tys. zł, to należało tych pieniędzy nie przyjmować, albo przeznaczyć je na inny cel. Tego nie zrobiono - zwraca jednak uwagę wicestarosta Lewera. Dodaje, że w dokumentach nie ma potwierdzenia, że Łódź zgodziła się na inny rodzaj dachu.
- Jest coś takiego, jak zgoda domniemana. Przecież UM podpisał umowę. Czy obecny zarząd nie wziąłby tych pieniędzy? - pyta retorycznie radny Karol Młynarczyk.
Oskarżenia o brak zaangażowania i dobrej woli wyprowadzają z równowagi starostę:
- W imieniu zarządu i koalicji zapewniam, że nie ma z naszej strony żadnej złośliwości. Myśmy nie ściągali CBA do Pajęczna. Ono przyszło jeszcze za poprzedniej kadencji. Robimy wszystko, żeby uratować każdy grosz, a z tych wypowiedzi wynika, że to my zawaliliśmy sprawę. Też mam prawo do obrony. Jeśli ktoś pluje, to mam udawać, że pada deszcz? - pyta z wyrzutem Jan Ryś. - Zadanie zostało rozliczone w pierwszym kwartale 2011 roku. Osobiście poświadczyłem, że zostało wykonane zgodnie ze sztuką. Więc niby dlaczego miałbym się teraz pakować w kłopoty? Wszystkie instytucje opierają się na dokumentach, więc musimy je okazywać na każde żądanie. Nie ma się co pomawiać. Ja nie mam do nikogo pretensji. Została złamana ustawa i tyle.
Pocieszające jest to, że koalicja i opozycja zgadzają się przynajmniej w jednej, ale za to bardzo istotnej sprawie. Obie strony uważają za kuriozalne, że Urząd Marszałkowski poddał w wątpliwość aneksy, które powiat zawarł z wykonawcą remontów w Zespole Szkół, i nakazał zwrócić w związku z tym aż 1,6 mln zł.
Dlatego zdecydowano się tych pieniędzy nie zwracać. Wystosowano w tej sprawie pismo do Urzędu Zamówień Publicznych. Taką propozycję zarządu powiatu poparły komisje rewizyjna oraz budżetowa. Instytucja ma się wypowiedzieć na temat ważności aneksów w świetle przepisów ustawy.
- Jeśli prezes Urzędu Zamówień Publicznych wypowie się dla nas korzystnie, będziemy mieli argument w rozmowach z Urzędem Marszałkowskim - mówi wicestarosta Lewera.
Tym samym starostwo odda 750 tys. zł i wystąpi o umorzenie odsetek, a jeśli nie będzie na to zgody, to poprosi o rozłożenie ich na raty. Przypomnijmy, że Urząd Marszałkowski wezwał do zwrotu pieniędzy, pod groźbą rozwiązania umowy, co byłoby zupełną katastrofą dla powiatu. Termin mija dziś.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielun.naszemiasto.pl Nasze Miasto