Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odmowa wysłania karetki i nocna podróż z Wielunia taksówką do apteki... w Pajęcznie

Natalia Ptak
Natalia Ptak
Tata pani Moniki Gąsior z Wielunia jest osobą chorą, zacewnikowaną i leżącą. Kiedy dostał wysokiej temperatury i dreszczy pani Monika zadzwoniła po karetkę. To było już drugie wezwanie pogotowania do 78-latka tego dnia. Karetka tym razem jednak nie wyjechała...

2 lutego tata pani Moniki Gąsior z Wielunia poczuł się źle. Córka natychmiast wezwała pogotowie. To była godzina 18. Zespół Ratownictwa Medycznego przyjechał na ulicę Sieradzką. Jak się okazało 78-latek miał hipoglikemię. Pacjent został przebadany, jednak nie zdecydowano się na zabranie go do szpitala. Około godziny 21 pani Monika znów dzwoniła po karetkę. Jej tata dostał wysokiej temperatury, miał dreszcze i jak twierdzi kobieta, nie było z nim kontaktu. Karetka miała wyjechać, jednak po niecałej godzinie pani Monika otrzymała informację, że ostatecznie podjęto decyzję o odmowie jej wysłania. Jak się okazało, tata pani Moniki dostał zapalenia płuc, a do najbliższej apteki po niezbędny antybiotyk musiała ona jechać do oddalonego o 40 km Pajęczna, ponieważ w Wieluniu wszystkie apteki były zamknięte.

Karetka miała być wysłana

Tego dnia pierwszy raz pogotowie przyjechało do taty pani Moniki około godziny 18. U 78-latka stwierdzono hipoglikemię, udzielono mu pomocy i zostawiono w domu. Stan starszego pana jednak się pogorszył.

Tacie w bardzo szybkim czasie temperatura wzrosła z 38 do 40 stopni. Myślałam, że może to mieć związek z zapaleniem pęcherza, ponieważ od dłuższego czasu tata jest osobą zacewnikowaną i mieliśmy z tym problemy. Kiedy jednak dostał dreszczy i nie było już z nim kontaktu, nie widziałam innego rozwiązania, jak ponowne wezwanie karetki. To było około godziny 21- relacjonuje pani Monika Gąsior z Wielunia.

Jak dodaje kobieta, zapewniono ją, że karetka wyjedzie. Kiedy dzwoniła kolejny raz, miała usłyszeć, że nie ma wolnej karetki i jak tylko się zwolni, zostanie zadysponowana do 78-latka. Ostatecznie jednak pani Monika otrzymała telefon, że zmieniono zdanie i karetka nie zostanie wysłana.

Zadzwoniłam do przyjaciół, którzy są ratownikami z zawodu z płaczem. Nie wiedziałam co robić, miałam patrzeć jak mój tata umiera? - mówi załamana kobieta.

Ostatecznie między godziną 22 a 23 przyjechała lekarka z Nocnej i Świątecznej Pomocy Medycznej. Stwierdziła ona u 78-latka zapalenie płuc i przepisała antybiotyk. Lek trzeba było natychmiast podać. I tu pojawił się kolejny problem. Pani Monika nie ma samochodu, zamówiła więc taksówkę by dostać się do apteki po antybiotyk. Zjeździła cały Wieluń, ale o tej godzinie żadna apteka nie była już czynna.

Podjechaliśmy na policję. Tam pomogli nam ustalić, która apteka jest czynna, za co jestem bardzo panom policjantom wdzięczna. Jak się okazało, była to apteka w Pajęcznie. Dotarcie do niej i z powrotem do domu kosztowało mnie 350 zł, ale nie liczą się koszty, tylko zdrowie mojego taty. Natomiast to jest nie do pomyślenia, żeby żadna apteka nie była w nocy czynna w Wieluniu- bulwersuje się pani Monika.

Odmowa wysłania karetki i nocna podróż z Wielunia taksówką d...

Dyspozytornia nie widziała potrzeby

Jak udało nam się ustalić u Wojewody Łódzkiego, faktycznie karetka nie została zadysponowana, ponieważ wywiad medyczny nie wskazywał na potrzebę wysłania Zespołu Ratownictwa Medycznego. Dyspozytornia twierdzi, że zgłaszająca chciała, żeby do jej ojca przyjechał zespół ratownictwa medycznego z lekarzem w celu przepisania recepty na antybiotyk z powodu zakażenia dróg moczowych. Zgłoszenia były odbierane przez innych dyspozytorów medycznych, ale jak dalej wyjaśnia dyspozytornia wywiad medyczny w żadnym z nich nie wskazywał na potrzebę zadysponowania zespołu ratownictwa medycznego, a jedynie na przekierowanie do Nocnej Świątecznej Opieki Zdrowotnej.

Ostatnie zgłoszenie około godziny 21:26 zostało faktycznie przyjęte, ale z powodu informacji od osoby zgłaszającej, która twierdziła, że lekarz z NŚOZ odmówił jej pomocy. W takich przypadkach Państwowe Ratownictwo Medyczne stara się nie zostawić pacjenta bez pomocy. Dyspozytor medyczny zadzwonił do NŚOZ w celu weryfikacji czy faktycznie została odmówiona pomoc, ale uzyskał odpowiedź, że lekarz rozmawiał z córką pacjenta, wytłumaczył co należy zrobić i poprosił o ponowny telefon od niej za kilka minut w celu uzyskania kodu do zrealizowania recepty. Córka pacjenta nie zadzwoniła ponownie do NŚOZ tylko do PRM informując dyspozytora medycznego, że pomoc została odmówiona, co nie było prawdą. Dyspozytor medyczny próbował kilkakrotnie się do niej dodzwonić, aby wyjaśnić sytuację oraz poinformować, że zgodnie z zaleceniem lekarza NŚOZ ma do nich zadzwonić i uzyskać kod na receptę. Niestety próby dodzwonienia nic nie dały, dopiero około godziny 21:40 główny dyspozytor uzyskał połączenie do córki pacjenta i po ponownym zebraniu wywiadu medycznego oraz upewnieniu się, że do tego czasu nic we stanie zdrowia pacjenta nie uległo zmianie, poinformował osobę zgłaszającą, córkę, aby zadzwoniła do NŚOZ i tam uzyskała pomoc, o którą prosiła, czyli przepisanie recepty na antybiotyk. Wytłumaczył, że jest to zgłoszenie zakwalifikowane do wyjazdu NŚOZ, a nie PRM- wyjaśnia na prośbę wojewody łódzkiego Agnieszka Hryniewicz z-ca Kierownika Dyspozytorni Medycznej.

Przez telefon pacjenta się nie zbada

Pani Monika przyznaje, że miała podejrzenie, że jej tata ma zakażenie dróg moczowych. Jednak jak dodaje, jest humanistką a nie lekarzem. Przez telefon ciężko też o diagnozę, dlatego prosiła o przyjazd lekarza. Jak się ostatecznie okazało, 78-latek miał zapalenie płuc, a więc podejrzenia córki okazały się mylne.

Wydaje mi się, że po to jest lekarz, żeby przyjechał i udzielił pomocy. Jeśli się nie chce wykonywać tego zawodu, to można go zmienić i być kimś innym. Nie mieści mi się to w głowie po prostu. Tak samo, jak fakt, że wszystkie apteki w Wieluniu w nocy są zamknięte, bo jak tłumaczą właściciele, nie opłaca im się – nie szczędzi krytyki pani Monika.

Z aptekami jest problem nie od dziś

Niestety, zamknięte w nocy apteki, to problem, który męczy powiat wieluński od długiego czasu. Jak komentuje starosta Marek Kieler, nie mają oni żadnej możliwości by przymusić właścicieli do dyżurowania w nocy. Wielokrotnie jednak już zwracano uwagę, że w końcu może dojść do tragedii.

Właściciele aptek tłumaczą się obecnie brakiem personelu, COVID-19, zakażeniami itd.. Wysłaliśmy już kilka pism do nadzoru lekarskiego. Wicestarosta jeździ też kontroluje, czy apteki pełnią dyżury tak jak powinny. Problem jest generalnie ogólnokrajowy i jeśli odgórne przepisy tego nie zmienią, my mamy związane ręce- tłumaczy Marek Kieler.

Pozostaje więc liczyć na to, że nie zdarzy się tak, że w nocy będziemy pilnie potrzebowali leku, lub też, że dojedzie do nas wówczas karetka. Na czas, oczywiście.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielun.naszemiasto.pl Nasze Miasto