Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mija 20 lat od zaginięcia 8-latki spod Wieruszowa. Czy Ola została zamordowana?

Marcin Stadnicki
Marcin Stadnicki
Marcin Wiśniewski/Archiwum prywatne
8-letnia Ola z małej miejscowości w powiecie Wieruszowskim ostatni raz widziana była w czerwcu 2002 roku. Dziewczynka wracając ze szkoły w oczekiwaniu na autobus zatrzymała się w domu byłych sąsiadów. Jeszcze tego samego dnia rozpoczęły się poszukiwania dziecka. Po kilku miesiącach do zabójstwa Oli przyznał się 24-letni Robert B. Mężczyzna kilka razy zmieniał wersję wydarzeń. Twierdził między innymi, że udusił dziecko, a ciało spalił w parniku, czy nakarmił nim świnie. Ostatecznie Robert B. został skazany na 7 lat więzienia. Dziś, 20 lat od tych makabrycznych wydarzeń B. jest wolnym człowiekiem, w sprawie zaginięcia Oli nadal jest więcej pytań niż odpowiedzi. Nie ma nawet symbolicznego grobu dziewczynki. Pozostał za to ból i cierpienie matki, nie mniejsze, niż w dniu zniknięcia Oli.

Był 14 czerwca 2002 roku. Końcówka roku szkolnego i wakacje na horyzoncie. 8-letnia Ola Bielewska wracała ze szkoły w małej miejscowości w powiecie wieruszowskim. Wcześniej rodzina Bielewskich przeprowadziła się do miejscowości oddalonej o ok. 10 km. Zdecydowano, że Ola dokończy rok szkolny w dotychczasowej szkole, a do domu wracać będzie autobusem, na który czasem czekała w domu zaprzyjaźnionej rodziny B. - byłych sąsiadów. Tak też miało być tego dnia – ostatniego dnia, kiedy widziano dziewczynkę. Ola miała wrócić do domu około godz. 15, nigdy jednak już do niego nie dotarła. Jedyne ślady, jakie zostały po 8-latce to plecak i odnalezione później włosy.

Już 14 czerwca rozpoczęły się poszukiwania dziewczynki, w które zaangażowali się mieszkańcy miejscowości, w tym bardzo aktywny były sąsiad, 24-letni Robert B., który podawał policji rozmaite tropy. Kilka dni po zaginięciu podejrzenia o uprowadzenie dziecka padły na ojca Oli. Jak mówi współtwórca filmu dokumentalnego „Przyszedł człowiek i wziął” o historii zaginięcia dziewczynki, a obecnie burmistrz Wieruszowa Rafał Przybył, tata Oli był łatwym do wytypowania podejrzanym. Nadużywał alkoholu, często się awanturował. Przybył uważa, że śledczy poszli po linii najmniejszego oporu. Ich podejrzenia ostatecznie okazały się nietrafione.

Przełom nastąpił po blisko roku prowadzonego śledztwa. Robert B. jako mało wiarygodny świadek został przebadany wykrywaczem kłamstw. Jak wspomina Rafał Przybył, kiedy zadano mu pytanie, czy ma coś wspólnego z zaginięciem Oli, wychyliły się wszystkie wskaźniki urządzenia. Robert B. został zatrzymany. Przyznał się, że to on stoi za śmiercią dziewczynki, choć podawał różne wersje wydarzeń, od nieszczęśliwego wypadku w gospodarstwie, po morderstwo.

B. twierdził między innymi, że na dziewczynkę spadł 50-kilogramowy worek ze śrutą, a on przerażony widokiem ciała dziecka postanowił się go pozbyć. Wersję zmienił już w trakcie wizji lokalnej, kiedy zeznał, że udusił dziecko. Zapytany o to, dlaczego podczas wizji podaje kolejne wersje wydarzeń. B. odpowiadał „to jest jedyna wersja, jaka tutaj była”.

W trakcie wizji lokalnej Robert B. zaprowadził policjantów na pole, gdzie miał ukryć ciało Oli. Jak zeznawał, później przetransportował zwłoki na taczce na swoją posesję w obawie przed ich odkryciem. Tam próbował spalić ciało dziewczynki, jednak wystraszył się, że ktoś zwróci uwagę na unoszący się dym.

-Wtedy przyszedł mi do głowy parnik – zeznawał Robert B.

Mężczyzna twierdził, że właśnie w parniku spalił ciało Oli dokładając stare buty i gumowe przedmioty, żeby zamaskować woń palonych zwłok. B. twierdził także, że ciałem nakarmił świnie.

Zeznania B. zyskały na wiarygodności po tym, jak wskazał, gdzie mogą znajdować się szczątki dziewczynki. We wskazanym przez niego miejscu policjanci odkryli płytko zakopane fragmenty skóry oraz włosy. Późniejsze badanie DNA uprawdopodobniło, że należą one do Oli Bielewskiej.

W ciągu kolejnych lat sądy trzykrotnie wydawały wyroki w sprawie Oli. Robert B. wycofał swoje zeznania, w których przyznawał się do zabójstwa dziewczynki i zmieniał wersje wydarzeń. Sąd pierwszej instancji skazał go na 7 lat więzienia. Od tego wyroku odwołały się obie strony. Sąd apelacyjny wymierzył Robertowi B. karę 25 lat pozbawienia wolności, jednak obrona domagała się uniewinnienia ze względu na brak dowodów. Sprawa ponownie trafiła przed oblicze Temidy i ostatecznie Robert B. został skazany na 7 lat pozbawienia wolności – 5 za nieumyślne spowodowanie śmierci i 2 za zbezczeszczenie zwłok. Sądy opierały się jedynie na poszlakach i zeznaniach Roberta B. Poza odnalezionymi włosami nie było żadnych innych dowodów.

B. wyszedł na wolność w 2010 roku. Twierdził wówczas, że jest niewinny, badania wykrywaczem kłamstw zostały podmienione przez prokuraturę, a policjanci przymuszali go do przyznania się do zabójstwa. Rafał Przybył, który sprawę śledził przez cały czas jej trwania przekonuje, że nie ma mowy o niewinności Roberta B.

Byłem na miejscu i osobiście widziałem, jak B. prowadził policjantów po świeżym śniegu w miejsce, gdzie później znaleziono włosy. To jego ślady były pierwsze – mówi Przybył.

Autor filmu dokumentalnego uważa, że organy ścigania zostały podczas śledztwa wyprowadzone w pole. Twierdzi też, że policja i prokuratura popełniły błędy w trakcie śledztwa, a największym z nich było kierowanie podejrzeń na ojca dziewczynki, zamiast skierowania wysiłków na miejsce, gdzie Olę widziano po raz ostatni, czyli posesję państwa B. Jak mówi Przybył, Robert B. miał dzięki temu dużo czasu na pozbycie się zwłok.

Nie zamierzam tu nikogo oceniać. Być może, gdybym to ja był wtedy policjantem, popełniłbym te same błędy, ale uważam, że organy ścigania same wyprowadziły się w pole – mówi Przybył.

Nawet po zakończeniu procesu Dorota Bielewska, matka Oli nie chciała wierzyć w to, że jej córka nie żyje. Chwytała się wszystkiego, by odnaleźć dziecko. Korzystała nawet z pomocy jasnowidza, czy radiestety. Teraz, 20 lat po tragicznych wydarzeniach pani Dorota nadal nie ma pewności, jaki los spotkał Olę.

Sama nie jestem pewna, czy sąd też był przekonany. Jeżeli jest tak, że Robert zabił Olę, to kara w stosunku do tego, co zrobił, te siedem lat, na pewno była za mała – mówi Dorota Bielewska.

Matka Oli zapewnia, że gdyby miała jakikolwiek punkt zaczepienia, nadal szukałaby córki. Dorota Bielewska próbowała zainteresować sprawą tzw. policyjne „Archiwum X”. W Krakowie odmówiono jej zajęcia się sprawą ze względu na to, że tamtejsze archiwum zajmuje się sprawami z Małopolski. W Łodzi z kolei pani Dorota usłyszała, że policja zamknęła sprawę, a sprawca odsiedział wyrok, nie ma więc podstaw do wszczęcia śledztwa.

Rafał Przybył uważa, że wyjaśnienie tego, co stało się z Olą ma kolosalne znaczenie właśnie dla rodziny dziewczynki. Jak mówi, matka nie może dokończyć żałoby. Do tej pory nie istnieje żaden symboliczny grób Oli, miejsce, gdzie pani Dorota mogłaby opłakać córkę.

Nie mogę tego zrobić z tego względu, że ja nie mam pewności na sto procent, że ona nie żyje. Jeśli ona mi się kiedyś znajdzie, to jak ja mogę z nią iść na cmentarz i pokazać jej, że ona tam leży, że to jest jej grób? - pyta Dorota Bielewska.

Mówi się, że czas leczy rany, ale nie w tym przypadku. Dla Doroty Bielewskiej czas zatrzymał się 14 czerwca 2002 roku. Jak mówi, wydarzenia tamtego dnia jest w stanie zrelacjonować godzina po godzinie. Nie osłabł też ból spowodowany stratą, a każdy dzień, to dla niej przeżywania na nowo wydarzeń sprzed 20-lat.

To nie jest tak, że w domu się o tym nie myśli i nie mówi. Każdego dnia jest tak samo, jak było 14 czerwca. Ostatnio oglądaliśmy film o zaginięciach dzieci, które miały miejsce mniej więcej w tym czasie, kiedy zaginęła Ola. Ale to nie tylko takie filmy przypominają. Cały czas jest tak samo. Jest i będzie – mówi Dorota Bielewska.

Robert B., jak mówi sołtys miejscowości, w której doszło do tragicznych zdarzeń 20 lat temu, obecnie nie przebywa na terenie powiatu wieruszowskiego. Jest wolnym człowiekiem, pracuje. Ola Bielewska nadal figuruje w policyjnej bazie osób zaginionych wraz ze zdjęciem 8-letniej dziewczynki, która dziś byłaby dorosłą kobietą. Zgodnie z komunikatem, wszystkie osoby posiadające informacje na temat zaginięcia Oli proszone są o kontakt z Komendą Powiatową Policji w Wieruszowie. Apeluje o to także pani Dorota, która pragnie poznać prawdę o losie swojej córki. Tą zna zapewne tylko Robert B., do dziś jednak nie wiadomo, czy którakolwiek z przedstawionych przez niego wersji wydarzeń jest prawdziwa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielun.naszemiasto.pl Nasze Miasto