Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Biadaszki: Sprawa zaginięcia Oli Bielewskiej na antenie Polsatu

Daniel Sibiak
Po niemal 10 latach od tajemniczego zaginięcia 8-letniej Oli Bielewskiej, sprawę próbują wyjaśnić dziennikarze "Interwencji"

Ekipa realizująca programy "Interwencja" i "Departament Zbro-dni Niewyjaśnionych" spędziła w Wieruszowie trzy dni. Dziennikarze spotkali się z rodzicami Oli oraz osobami, które przekonują, że sprawa nie została wyjaśniona do końca i być może Ola żyje. Tym bardziej, że w takim przekonaniu utwierdza matkę skazany na 7 lat więzienia za nieumyślne zabicie dziewczynki i zbeszczesz-czenie jej zwłok Robert B. Mężczyzna twierdzi, że został wrobiony w zabójstwo, o czym opowiada przed kamerą ekipy telewizyjnej. Powtarza, że na policyjnym dołku dostał do podpisania pustą kartkę, którą przed sądem przedstawiono jako zeznanie, w którym przyznaje się do winy.
W telewizyjnym materiale można będzie usłyszeć zarzuty lokalnych dziennikarzy podadresem policji i prokuratury o, ich zdaniem, nieudolne śledztwo oraz sądów, które trzy razy wydawały wyrok w sprawie Roberta B. Za każdym razem skazując go za zabicie dziewczynki, ale na podstawie innej wersji wydarzeń.
W programie można będzie zobaczyć także byłego policjanta wieruszowskiej policji, który twierdzi, że działania policji były nakierowane na poszukiwania dziecka żywego, a nie uwzględniały możliwości morderstwa. Co na to policja? - Z jednej strony ta sprawa jest już zamknięta, bo zabójca dziewczynki został skazany. Z drugiej, do dzisiaj nie ma aktu zgonu, więc pod kątem poszukiwań ciągle trwa. Jednak dla nas niepodważalne jest to, że Ola nie żyje. Przecież znaleziono pukiel jej włosów, więc możemy szukać tylko szczątek. Sprawca działał jednak z premedytacją i zaplanował wszystko tak, aby nigdy nie odnaleziono ciała. Tajemnicę nosi w sobie - uważa Radosław Szkudlarek, rzecznik wieruszowskiej policji.
Policja za nieetyczne uważa zachowanie osób, które utwierdzają matkę w przekonaniu, że dziewczynka żyje.
- Z tego powodu tragedia tej kobiety trwa, bo nie postawiła córce grobu, na którym mogłaby zapalać znicze - dodaje Szkudlarek.
Ola zaginęła 14 czerwca 2002 r. Po powrocie ze szkoły w Biadaszkach jak zwykle poszła do domu państwa B., gdzie zawsze zostawiała tornister i czekała na autobus do domu. Trzy miesiące wcześniej jej rodzice przeprowadzili się z Biadaszek do odległej o 10 km Osowej, , więc dziewczynka musiała dojeżdżać. Miała wrócić do domu o godz. 15. Zaniepokojona matka czekała na nią na przystanku do godz. 19. Później wraz z mężem pojechała szukać dziecka do Biadaszek. Gdy poszukiwania nie przyniosły skutku, rodzice zawiadomili policję. Przez kilka następnych dni pobliskie lasy i stawy przeczesywali bliscy Oli, sąsiedzi, strażacy, policja - bez skutku. Robert B. podejrzanym stał się dopiero po roku śledztwa. Początkowo przyznał się do zabójstwa i podczas wizji lokalnej pokazał nawet, jak do niego doszło. Powiedział, że w stodole, gdzie pracował, zrzucił przypadkiem na Olę 50-kilogramowy worek ze śrutą. Jak zeznał, przeraził się, gdy zobaczył zakrwawioną, leżącą na ziemi dziewczynkę. Później dwukrotnie zmieniał wersję zdarzeń. Najpierw zeznał, że udusił dziewczynkę, potem że podczas pracy przypadkiem uderzył ją narzędziem podobnym do wideł. Mówił też, że ciało dziewczynki spalił w parniku. Potem jednak odwołał wszystkie zeznania. Co ma do powiedzenia pod 10 latach od zaginięcia Oli? Można zobaczyć dziś o godz. 16. 15 na antenie Polsatu.
Czytaj także w dzisiejszym wydaniu Nad Wartą

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielun.naszemiasto.pl Nasze Miasto