Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

600 km na rowerach przez Karpaty podróżą poślubną Moniki i Macieja Radwańskich z Wielunia. Rajd pokonał też Ireneusz Matusiński ZDJĘCIA

Zbigniew Rybczyński
Zbigniew Rybczyński
Wielunianie Monika i Maciej Radwańscy oraz Ireneusz Matusiński zaliczyli z sukcesem ultramaraton rowerowy przez dzikie Karpaty. Dla Radwańskich 600-kilometrowa wyprawa była… podróżą poślubną

Drogi dwojga miłośników jazdy na dwóch kółkach z Wielunia zeszły się w grupie „Rowerowy Wieluń”. Z czasem Monika i Maciej wyszli z inicjatywą pod nazwą "Całoroczne luźne kręcenie", która obecnie zrzesza na Facebooku ponad pół tysiąca osób, nie tylko z regionu wieluńskiego, i ma swój kanał YouTube. Od kilku tygodni są małżeństwem, a podróż poślubną spędzili… jakżeby inaczej – na rowerach. Była to zarazem najtrudniejsza wyprawa ze wszystkich, w jakich dotychczas mieli okazje brać udział.

Monika i Maciej Radwańscy podjęli wyzwanie przejechania Carpatia Divide – wyścigu uznawanego za najtrudniejszy ultramaraton górski w Polsce. Razem z nimi 600-kilometrową trasę przebiegającą przez najatrakcyjniejsze tereny łuku Karpat pokonał w nieco ponad tydzień inny wieluński miłośnik MTB – Ireneusz Matusiński. Monika ukończyła rajd jako trzecia z kobiet.

Poniżej nasza rozmowa z małżeństwem Radwańskich

Rower połączył Was na dobre i na złe.

Monika: To prawda. To nasz łącznik, nasza nieskończoność.

Do ślubu też pojechaliście na rowerach?

Monika: Akurat nie, ale znajomi z Oleśnicy, którzy wieźli nas do ślubu, zrobili nam niespodziankę. Na bagażniku swojego samochodu wyprawowego przywieźli rower, przystrojony ślubnie. Nasze obrączki też mają symbol roweru, więc takich akcentów trochę było.

Niedługo po zawarciu małżeństwa wzięliście udział w piekielnie trudnym rajdzie górskim Carpatia Divide. Z pewnością więc była to podróż poślubna, a czy udział w tej wyprawie można nazwać również podróżą życia?

Monika: Tak, dotychczasowego życia na pewno (śmiech).

Maciej: Myślę, że spokojnie można to tak nazwać. Carpatia Divide jest zaliczany do najtrudniejszych utramaratonów. Raczej już tego nie powtórzymy. Wysoko podnieśliśmy sobie poprzeczkę i myślę, że będzie ona gdzieś sobie wisieć do góry.

Długo dojrzewaliście do decyzji udziale w rajdzie przez Karpaty?

Maciej: W góry jeździmy rowerami od 2-3 lat, cały czas są one w naszych sercach i głowach, lubimy do nich wracać. Jeśli chodzi o wyścig Carpatia Divide, to dwóch naszych znajomych podchodziło wcześniej do niego, z różnym skutkiem. Od jakiegoś czasu obserwujemy to wydarzenie, wiedzieliśmy, że jest to bardzo trudny wyścig, na który jednak nie byliśmy gotowi fizycznie, kondycyjnie, ani mentalnie. Psychika odgrywa w tym wyścigu bardzo dużą rolę. Jeździliśmy w góry, przygotowywaliśmy się, aż w końcu podjęliśmy decyzję, że to już prawdopodobnie jest ten czas, aby wziąć udział i się sprawdzić.

Monika: Ostatnie kilka miesięcy trenowaliśmy już stricte pod Carpatię - siłowo, wydolnościowo, mentalnie. Dołożyliśmy sobie odcinki tras dłuższe niż 50-60 km dziennie. W czerwcu udaliśmy się na ultramaraton na Kaszubach, gdzie 600 km wykręciliśmy w 74 godziny, także tam poniekąd sprawdziliśmy się, ile jesteśmy w stanie przejechać kilometrów na dobę. Wyszło całkiem nieźle, co przesądziło o starcie w Carpatii.

Jaka jest formuła zawodów? Trzymaliście się razem?

Maciej: Generalnie cały wyścig opiera się na zasadzie samowystarczalności. Ślad trasy zostaje wgrany w różne urządzenia nawigacyjne, jest wyznaczony start i meta i to jest tak naprawdę wszystko, co daje uczestnikom organizator. W jakim czasie my to przejedziemy, zależy tak naprawdę tylko od nas. Mogliśmy jechać nawet 10-osobową grupą, natomiast nie mogliśmy korzystać z pomocy osób postronnych. Nie ma opcji, żeby członkowie rodziny, czy znajomi stali gdzieś z piciem, jedzeniem. Wszystko, łącznie z noclegami, musieliśmy sobie organizować na własną rękę. Mogliśmy zjechać z trasy 5 km w dół do miasta na noc, ale tą samą trasą musieliśmy wrócić do szlaku Carpatia Divide.

Monika: Od początku trzymaliśmy się razem. Jeden ciągnął drugiego, drugi trzeciego. Wyjechaliśmy trójką i dojechaliśmy na metę trójką.

Maciej: Wiedzieliśmy, że to będzie trwało około tygodnia, przy pozytywnym założeniu. Jeździmy dość często razem na wypady rowerowe, więc znamy swoje możliwości fizyczne. Wiedzieliśmy, że także pod względem mentalnym najlepszym wyjściem będzie trzymanie się razem. To daje poczucie bezpieczeństwa w górach, gdzie nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć.

„Ktoś musi wygrać ten wyścig, ale nikt nie przegra. Masz 180 godzin na rywalizację albo wakacje, których nigdy nie zapomnisz”. To cytat z oficjalnej strony wyścigu. Jak było w Waszym przypadku? Kładliście jakiś nacisk na wynik, czy jednak była to kwestia drugorzędna?

Monika: Naszym celem było zmieścić się w 180-godzinnym limicie. Z każdym dniem, jak widzieliśmy, że idzie nam w miarę dobrze, że wykonujemy założony limit dzienny, a czasami nawet więcej, nabieraliśmy przekonania, że cel jest w naszym zasięgu.

Maciej: W ogóle nie braliśmy pod uwagę żadnego ścigania się, walki o czasy i podium. To jest nasz trzeci ultramaraton o długości 600 km i wiemy, że tak naprawdę w tym świecie jest garstka prawdziwych rowerowych ścigaczy, którzy walczą o podium. Cała reszta tak naprawdę walczy o to, aby dojechać do mety w określonym czasie. A ten górski wyścig jest już tak trudny, że kluczowe było, aby właściwie podejść do niego taktycznie, żeby się nie spalić, nie popełnić błędu, który wyeliminowałby nas z udziału.

Wspomnieliście, że wcześniej pokonaliście dwa ultramaratony, więc mimo wszystko mieliście jakiś punkt odniesienia dla Carpatia Divide. A czy jest coś jeszcze bardziej ekstremalnego, co ewentualnie będziecie brać pod uwagę w planowaniu swoich rowerowych przygód?

Maciej: Nie do końca podzielę opinię, że mieliśmy punkt odniesienia, bo wcześniejsze wyścigi na dystansie 500-600 km były po terenach bardziej płaskich. Jeśli zrezygnowałeś z noclegu w jednej miejscowości, to wiedziałeś, że za 10 km masz kolejną agroturystykę, czy pensjonat, w którym możesz zostać na noc. To był ten komfort psychiczny, którego nie ma w górach. Tu trzeba to sobie rozplanować dużo wcześniej i tu właśnie psychika ma bardzo mocne znaczenie. Podam przykład z pierwszego dnia wyprawy. Mogliśmy spać w miejscowości Cisna na 80 kilometrze trasy, co jednak jawiło się trochę za krótkim dystansem, aby już kończyć jazdę. Alternatywą był nocleg za kolejną górą, na 120 kilometrze. Zaryzykowaliśmy, udało się dotrzeć o wpół do 1 w nocy do miejscowości Komańcza, natomiast przejechanie dodatkowych 40 km trwało 6,5 godziny... Można coś źle obliczyć i utknąć w górach, a jeśli jeszcze ma się pecha co do pogody, to w kolejnym dniu wyścig może się już zakończyć.

Monika: W poprzednich maratonach dziennie potrafiliśmy robić ponad 200 km, a tu czasami 60 km było na granicy naszej możliwości. Carpatia miała prawie 19 tysięcy przewyższeń, a poprzedni czerwcowy wyścig miał ich ok. 6 tys. Kilometraż taki sam, a przewyższeń trzy razy tyle.

Maciej: A czy jest coś bardziej wymagającego? Jak się poszuka w internecie, to pewnie znajdzie się trudniejsze wyścigi, natomiast aż tak bardzo nie zagłębiam się w ten świat. My jesteśmy amatorami luźnego kręcenia. Jeździmy tylko w weekendy i to też nie w każdy, więc dla nas to i tak ogromny sukces, że ukończyliśmy ten wyścig w czasie.

Sama nazwa Waszej grupy, „Całoroczne luźne kręcenie”, wskazuje jednoznacznie na czerpanie przyjemności z niewyścigowej jazdy. Od kiedy funkcjonujecie pod tą nazwą?

Monika: Od 2018 roku. Nie ograniczamy się tylko do wypraw po naszych okolicach. Zrzeszamy miłośników jazdy rowerowej z różnych stron Polski. Kiedy zapraszamy ich do nas, pokazujemy oczywiście m.in. Załęczański Park Krajobrazowy. Kiedy korzystamy z ich zaproszeń, to wyjeżdżamy na przykład w Góry Izerskie, czy Wałbrzyskie.

Maciej: Dzięki inicjatywie „Całoroczne luźne kręcenie” zaczęła się na przykład nasza przygoda z ludźmi z Oleśnicy. Dwa lata już z nimi razem kręcimy. Co roku w Sylwestra organizujemy wyjazd rowerami na górę Ślężę. Zbieramy się w kilkanaście, kilkadziesiąt osób, na szycie wypijamy bezalkoholowy szampan i składamy sobie życzenia. Staramy się coraz bardziej poszerzać horyzonty, nawiązywać kolejne kontakty. Jesteśmy otwarci na nowe znajomości rowerowe.

Rozmawiał: Zbigniew Rybczyński

600 km na rowerach przez Karpaty podróżą poślubną Moniki i M...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wielun.naszemiasto.pl Nasze Miasto