Strażacy z Janowa jechali gasić płonące trawy, zostali ranni w wypadku
W środę 10 marca Ochotniczą Straż Pożarną w Janowie w gminie Ostrówek wezwano do gaszenia płonących traw. Zgłoszenie przyszło ok. godz. 13:30. Druhowie nie dotarli jednak na miejsce pożaru. Na drodze krajowej 45 doszło do zderzenia wozu strażackiego z samochodem dostawczym. Ranni zostali dwaj strażacy i kierowca busa.
Obydwa pojazdy dachowały. Najmocniej poszkodowanego mężczyznę przetransportowano śmigłowcem LPR do szpitala w Sieradzu. Jak się dowiedzieliśmy, to 38-letni prezes jednostki OSP w Janowie. Pozostałe ranne osoby zostały zabrane przez karetki pogotowia. Na miejscu wypadku zadysponowano w sumie sześć zastępów PSP w Wieluniu i dwa ochotnicze.
- Strażacy zabezpieczyli miejsce zdarzenia i lądowisko dla śmigłowca LPR, udzielali kwalifikowanej pierwszej pomocy osobom poszkodowanym - mówi kpt. Grzegorz Kasprzyczak, rzecznik komendy PSP w Wieluniu.
Do akcji gaszenia traw jechało pięciu strażaków z Janowa. W drodze do pożaru musieli przeciąć w poprzek drogę krajową relacji Wieluń-Złoczew. Wtedy doszło do wypadku.
- Straszny widok. Żeby taki wielki wóz z załadunkiem wody przewrócić do góry kołami? Jaka to musiała być siła uderzenia... – nie dowierzali ludzie zgromadzeni na miejscu wypadku.
Okoliczności zdarzenia wyjaśniają policjanci z komisariatu w Osjakowie. Przez kilka godzin mundurowi prowadzili czynności na miejscu wypadku.
- Jak wynika z dotychczasowych ustaleń policjantów, wóz strażacki z włączonymi sygnałami świetlnymi i dźwiękowymi wjechał na skrzyżowanie z drogą krajową nr 45 i tam doszło do zderzenia z autem dostawczym marki volkswagen, którym kierował 63-letni mężczyzna. Kierowcy obu pojazdów byli trzeźwi - informuje st. asp. Katarzyna Grela, rzecznik prasowy wieluńskiej policji.
Na miejscu wypadku był obecny również komendant Państwowej Straży Pożarnej w Wieluniu mł. bryg. Tomasz Lewiński. Policjanci i strażacy kierowali ruchem wahadłowym. Działania służb trwały 7,5 godziny.
- Mój mąż też służy w tutejszej straży, ale nie pojechał na akcję, bo był wtedy w pracy. Gdyby pożar wybuchł parę godzin później... Nawet nie chcę o tym myśleć. Opatrzność chyba nad nami czuwała... - opowiada mieszkanka Janowa. - Jako żona strażaka też dostałam SMS o wezwaniu na akcję. Było to dokładnie o 13:27. Pomyślałam, że nasi jadą do wypadku drogowego. A tu się okazało, że sami mieli wypadek.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?