Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozliczanie zakupu cukrowni i oburzenie na baner burmistrza. Ostatnia sesja rady Wielunia przy wyborami [FOTO]

Zbyszek Rybczyński
We wtorek, 16 października, radni miejscy zebrali się na ostatnim posiedzeniu przed wyborami. Obardy upłynęły głównie na rozliczaniu zaniedbań burmistrza przy zakupie dawnej cukrowni. Został również skrytykowany za gigantyczny wyborczy baner, który zasłonił sitodruk upamiętniający bombardowanie Wielunia

Skargę na działalność burmistrza złożył Krzysztof Gagatek ze Stowarzyszenia Zielone Płuca Wielunia. Główny zarzut dotyczy tego, że poprzedni właściciel dawnej cukrowni zobowiązał się wyrównać stawy, a nie zrobił tego za przyzwoleniem władz. Akt notarialny zmieniono notatką służbową. Skarżący wylicza, że koszt niwelacji, jaki miał ponieść sprzedający, to kwota między 1,5 a 2 mln zł. Taką właśnie stratę gminy miały spowodować władze miasta w wyniku swoich wątpliwych działań.

Burmistrz broni się, że przedsiębiorca wykonał prace zamienne o podobnej wartości, mianowicie usunął ze stawów odpady antropogeniczne wraz z humusem, dlatego też interes gminy nie ucierpiał. Nie ma jednak na to żadnych wiarygodnych wyliczeń. Więcej, nie ma żadnej pewności, że te prace wykonano.

Protokół odbioru robót został spisany 22 marca 2016 r. Napisano w nim: „Na miejscu stwierdzono usunięcie trzcin oraz zakrzaczeń i usunięcie odpadów antropogenicznych oraz humusu z terenu byłych stawów”. Nie ma jednak na to dokumentacji fotograficznej, co wynika z odpowiedzi, jakiej Urząd Miejski udzielił Krzysztofowi Gagatkowi. Z pisma podpisanego przez burmistrza Pawła Okrasę dowiadujemy się również, że urząd nie wiedział nawet, jaka miała być skala tych robót: „Urząd Miejski nie posiada dokumentacji dotyczącej powierzchni stawów oraz głębokości, na jakiej zalegały odpady antropogeniczne lub humus”.

Jak gmina miała zadbać o swój interes, nie mając tak podstawowych danych? Krzysztof Gagatek dowodzi, że uzyskanie tej wiedzy było bardzo proste. Sam udał się bowiem do wydziału geodezji i kartografii, w którym w ciągu pół godziny uzyskał szczegółową mapę terenów ze stawami z wymiarami.

Skarżący ujawnił również e-mail zawierający uzgodnienia między sprzedawcą a kupującym. Wiadomość pokazuje, na co konkretnie umawiały się strony transakcji jeszcze przed podjęciem przez radnych uchwały o nabyciu dawnej cukrowni. Czytamy, że warunkiem zakupu terenu będzie „usunięcie ok. 0,5 m namułów z terenu byłych stawów, uzupełnienie piaskiem, niwelacja całego terenu i zagęszczenie podłoża” oraz że „każdy etap prac będzie musiał być odebrany przez inspektora Urzędu Miejskiego”.

W akcie notarialnym zapisano obowiązek „wykarczowania zakrzaczeń i trzciny i zniwelowania terenu”. Wynika z tego wszystkiego jednoznacznie, że gmina miała kupić teren wykarczowany, wzmocniony i równy. Gdyby zostało to wykonane, dzisiaj gmina mogłaby wystawić nieruchomość na sprzedaż za dużo więcej niż 3 mln zł netto, które zapłaci Wielton.

Radni przypomnieli, że temat drążyli już wcześniej, jednak wyjaśnienia burmistrza w ich ocenie były lakoniczne i wymijające. Bożena Żurek postawiła na sesji proste pytanie: skoro prace zamienne zostały wykonane, to gdzie konkretnie wywieziono kilka tysięcy ton odpadów i humusu ze stawów? Burmistrz przyznał, że tego nie wie.

- To tak jakby pani pytała swojego sąsiada, gdzie wywiózł trawę, którą skosił. To jest dokładnie taka sama sytuacja - odpowiedział radnej Paweł Okrasa.

- To odpowiedź jak dla przedszkolaka. Dlaczego miałabym się interesować trawą sąsiada? – odparła radna Żurek. - Ale gdybym kupiła działkę od tego sąsiada i on z tej działki musiałby usunąć pewne rzeczy, a dodatkowo zatrudniłabym osoby, które mają nadzorować wywóz nieczystości z działki, to byłabym szczerze zainteresowana, czy zostały wywiezione. Skoro urzędnik podpisał protokół odbioru prac, to chyba je nadzorował?

Sławomir Kaftan zwrócił uwagę, że w tamtym okresie ani poprzedni ani obecny właściciel byłej cukrowni nie występował do starostwa o pozwolenie wodno-prawne w celu niwelacji stawów. Janusz Ciosek zasadniczo zgodził się, że burmistrz nie dopilnował interesu miasta, ale wyraził niezadowolenie, że skarga jest rozpatrywana dopiero na chwilę przed wyborami.

- Urzędnicy byli świadomi swoich obowiązków i ich nie dopełnili - skwitował przewodniczący rady Piotr Radowski.

Burmistrz Paweł Okrasa stwierdził, że gdyby jego działania miały znamiona przestępstwa, to Regionalna Izba Obrachunkowa skierowałaby po swojej kontroli wniosek do prokuratury, tak jak miało to miejsce w przypadku przebudowy kinoteatru. A nic takiego nie miało miejsca. Burmistrz stwierdził jednocześnie, że zakup dawnej cukrowni istotnie był prześwietlany nie tylko przez prokuraturę, ale i przez CBA.

- A co do decyzji rady w sprawie skargi... Na pięć dni przed wyborami to już mnie nic nie zaskoczy - skwitował Paweł Okrasa, po czym ostentacyjnie opuścił salę obrad.

Już bez udziału burmistrza radni drążyli temat kontroli organów państwowych. Zażądali dokumentów z nimi związanych. Jednak podwładni burmistrza nie byli w stanie udzielić odpowiedzi, czy takowe kontrole istotnie miały miejsce. Naciskana przez radnych sekretarz miasta Magdalena Majkowska przyznała, że „takowe dokumenty nie przechodziły przez moje ręce”. Radni wyciągnęli z tego wniosek, że żadnej kontroli CBA w ratuszu nie było.

Twierdzeniu burmistrza, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, przeczą ustalenia kontrolerów RIO. Zmiana zapisów aktu notarialnego powinna również odbyć się przed notariuszem. W tym przypadku tak się nie stało i tym samym naruszono przepisy Kodeksu cywilnego. Krzysztof Gagatek stwierdza, że porozumienie burmistrza z przedsiębiorcą jest w świetle prawa nieważne. Wskazuje, że są podstawy do odzyskania pieniędzy z tytułu niewykonanych prac. Do tego właśnie ma mobilizować władze skarga.

- Sprawa nie jest zamknięta i miasto powinno zrobić wiele, żeby odzyskać należne mu pieniądze - podkreśla Krzysztof Gagatek.

Skarga została uznana za zasadną głosami 11 radnych, pozostałych 10 było przeciw. Po jakimś czasie burmistrz wrócił na salę obrad, by m.in. usłyszeć, że jego gigantyczny baner wyborczy na Tęczy wywołuje oburzenie. Zasłania bowiem sitodruk odwołujący się do tragedii miasta z września 1939 r. Odczytano w tej sprawie stanowisko komisji oświaty, kultury i sportu.

- Wielkość baneru ukazującego pana wizerunek jest odwrotnie proporcjonalna do pana osiągnięć - zwrócił się do burmistrza Pawła Okrasy radny Mieczysław Majcher. - Gdyby faktycznie miał się pan czym pochwalić, to wystarczyłoby przypomnieć, co zostało zrobione w tej kadencji. A tak trzeba czymś nadrabiać. Wielkość baneru jest natomiast wprost proporcjonalna do pańskich kłamstw w tej kampanii. W każdej chwili mogę to udowodnić.

Burmistrz nie wchodził już w polemiki z radnymi, stwierdził, że wszyscy już są zmęczeni tą kadencją i na zakończenie obrad postanowił wręczyć radnym tablice z podziękowaniami, co wzbudziło konsternację w sali. Paweł Okrasa wyszedł przed szereg, gdyż od dawna planowana jest uroczysta sesja z wręczeniem listów gratulacyjnych na zakończenie kadencji w listopadzie.

- Biuro rady wie o tym od miesiąca, wszyscy wiedzą, ale widocznie urzędnicy nie przekazują panu informacji, które powinien otrzymywać - nie krył zdziwienia przewodniczący Piotr Radowski.

Przypomnijmy, że kadencja trwa do 16 listopada. Po sesji komentowano, że burmistrz urządził "szopkę" pod publiczkę, by pokazać wyborcom, jaki to jest wspaniałomyślny, kiedy szeroko uśmiechnięty wyciąga rękę do swoich rywali.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielun.naszemiasto.pl Nasze Miasto