Nauczyciele trzeci miesiąc nie mogą doczekać się wypłat za pracę przy ustnych maturach. Pieniądze, które już od dawna powinni mieć na kontach, krążą między samorządami i ministerstwami. Zamiast pieniędzy do szkół przychodzą pisma informujące o zasadach płacenia za matury poprawkowe, które zaczynają się... w najbliższy wtorek.
Nauczyciele są tym bardziej zirytowani, że sytuacja powtarza się trzeci rok z rzędu. Przepytują uczniów, siedzą w pracy po godzinach nawet przez dwa tygodnie, wyrabiają ok. 60 godzin ponad limit, a potem nie mogą się doprosić swoich pieniędzy. Bez względu na to, kto kieruje resortem edukacji. Czy minister Roman Giertych, czy Katarzyna Hall.
- Wszystkiemu winne są procedury - mówi Marek Ćwiek, prezes łódzkiego okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Już przed rokiem prosiliśmy minister Hall o ich uproszczenie.
Ale nic z tego. Błędne koło trwa w najlepsze. Zaczyna się od dyrektora szkoły. Ten wylicza, ile godzin przepracowali jego nauczyciele przy egzaminach ustnych i zestawienie wysyła do gminy. Ta raport przesyła dalej do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. OKE, gdy dostanie zestawienia od wszystkich gmin, sumuje liczby godzin przepracowanych przez nauczycieli i przesyła raport do wojewody. To dopiero półmetek, bo wojewoda raport przedstawia ministerstwu edukacji. MEN, zanim wypłaci pieniądze wojewodom, wyciąga po nie ręce do resortu finansów. W tym roku Katarzyna Hall zrobiła to 10 sierpnia, ale do dziś urzędnicy ministerstw nie potrafili popchnąć sprawy dalej.
- Płacenie za ustne matury to obowiązek samorządów. W budżecie ministerstwa są jednak zabezpieczone środki na refundację samorządom poniesionych kosztów. Trwają procedury ich uruchamiania - mówi wymijająco Grzegorz Żurawski, rzecznik Ministerstwa Edukacji Narodowej.
W resorcie finansów nikt nie potrafił nam odpowiedzieć, co dzieje się z pieniędzmi nauczycieli. Związkowcy podejrzewają, że opóźnienia w wypłatach to celowe działanie rządu.
- Pieniądze za matury obecnie pewnie leżą na kontach resortów. Każdy dzień zwłoki to rosnące odsetki - przypuszcza Jadwiga Tomaszewska, wiceprezes łódzkiego ZNP.
W regionie łódzkim na pieniądze czeka ok. 4 tys. nauczycieli. Każdy z nich średnio czeka na 300 zł, ale są tacy, którym państwo winne jest nawet tysiąc zł.
- Na razie zamiast pieniędzy dla swoich pracowników dostałem pismo z instrukcją, jak rozliczać matury poprawkowe - denerwuje się Ryszard Kaźmierczak, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 22 w Łodzi.
Jak przekonuje Jacek Człapiński, dyrektor wydziału edukacji łódzkiego magistratu, nauczyciele pieniądze za ustne matury dostaną razem z wrześniową wypłatą.
- W budżecie miasta na wypłaty jest zagwarantowane ok. 500 tys. zł. Ministerstwo zwróci gminie ok. 220 tys. - mówi Człapiński.
Nauczycielom powoli jednak puszczają nerwy. "Z każdym rokiem wynagrodzenia przychodzą później. Dwa lata temu był to koniec lipca, w zeszłym roku na konto przyszły 1 sierpnia, w tym ani widu, ani słychu. Poczekam do końca wakacji, a potem złożę stosowne pismo u dyrekcji, aby zapłacono mi wraz z odsetkami." - napisał na swoim blogu Dariusz Chętkowski, polonista z XXI LO w Łodzi.
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?